Cala noc lalo. Tutaj deszcz to strugi wody siegajace z chmur do ziemi. Na szczescie rano sie rozpogodzilo, wiec wynajelismy motorek i pojechalismy do Cu Chi obejrzec tunele Viet Congu (jakies 50 km stad). Przebilismy sie przez caly Sajgon. Na poczatku jazda po tym miescie wydaje sie niemozliwa. Ale zasada jest prosta - rob to co inni. Czyli zadnych gwaltownych ruchow, patrzysz tylko przed siebie, rzadko do tylu. Wymijasz tych przed soba. Ci za toba musza wyminac ciebie :) Skrecanie w lewo, zawracanie czy jazda przez rondo to inna sprawa. Wbijasz sie powoli w wolne miejsce a inni cie omijaja. Czasami, zeby wlaczyc sie do ruchu trzeba jechac przez chwile pod prad, co Wietnamczycy robia notorycznie. Zreszta jezdza tak non stop nawet na autostradach. To przyznam, za kazdym razem zaskakuje. Ale udalo sie i naprawde to swietna zabawa :)
Tunele w Cu Chi maja podobno 200 km dlugosci. Ukrywali sie w nich partyzanci. Sami tez wytwarzali bron. Czesto bardzo prymitywna jak pulapki ktore wczesniej sluzyly do polowania na zwierzeta. Przewodnik demonstrowal ich dzialanie. Koszmar. Pulapki Rambo to przy tym pikus.
Po poludniu wrocilismy do miasta. Przez chwile bladzilismy, ale jakos udalo sie trafic. Jestem fanem jazdy motorkiem po tym miescie. Rewelka. A wieczor - jak zwykle piwko. Znalezlismy bar przy ulicy gdzie sprzedaja piwo w plastikowych butlach za grosze. Jak mozna sie domyslec bar jest obegany :)