Geoblog.pl    wrubson    Podróże    Azja Południowo-Wschodnia 2008/2009    Kanton
Zwiń mapę
2008
03
gru

Kanton

 
Chiny
Chiny, Guangzhou
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11232 km
 
Wczoraj pokrecilismy sie po miescie. Mieszamy na uroczej wysepce, na ktorej znajduja sie stare (odnowione) budynki kolonialne. Z jednej strony jest widok na rzeke i promenada ciagnaca sie przez cala wysepke. Na spacerze rano zobaczylismy tlumy ludzi, ktorzy cwiczyli tai chi, grali w karty i domino, uczyli sie tanczyc, nawet chor emerytow. Wszyscy zadowoleni i usmiechnieci. Aha, bo to ciekawe tez. Przez srodek Shamian (wysepki) ciagnie sie cos jak deptak. W jednym miejscu ciegnie sie placyk, na ktorym stoja rozne urzadzenia do cwiczen jak w w fitness - tyle ze w wersji parkowej. I ludzie cwicza. Widac, ze ida do pracy, teczuszke odkladaja na bok i siup na rowerek stacjonarny albo na stepa.
Potem pojechalismy zobaczyc dwie swiatynie i ogrod orchidei. W ogrodzie orchisei nie bylo. Swiatynie okazaly sie nieciekawe. Za to idac pieszo od jednej swiatyni do drugiej natrafilismy na inne Chiny niz te, ktore widac przy glownych stacjach metra (np salon Lamborgini czy centra handlowe). Cale dzielnice handlowe - przy czym sklepiki to male klitki. I tak jest kwadrat metalowy - lancuchy, kolka do wozkow etc. Inna ulica pelna glosnikow - samych nie kolumn. Nie ma chyba takiej czesci do zadnego urzadzenia, ktorej sie tutaj nie znajdzie. Sa dodatki krawieckie, skory, materialy. Ale tu juz widac biedniejszych ludzi. Wielu pracuje w transporcie - tzn. ma rower z przymocowanym wozkiem albo rower przerobiony na "dostawczy" np. do wozenie czterech butli gazowych na raz.
Wymiana waluty w banku to dlugotrwala operacja. Zlozylem chyba ze dwadziescia podpisow, zeby wymienic troche dolarow i hongkongow. Kilka formularzy, ksero paszportu, pieczatki. Koszmar. A kantorow tu nie ma.
Pod wieczor pojechalismy metrem chyba z godzine zeby zobaczyc nowe centrum - z ulotek (piekne wiezowce etc.). Ale zle nas ktos poinformowal i wysiedlismy na stacji, ktora nazywala sie High Education Mega Center North - co okazalo sie kompletnym zadupiem, miasteczkiem uniwersyteckim. Wrocilismy po plecaki i pojechalismy na dworzec autobusowy. Wczesniej kupilismy bilety do Nanning. Tam dopiero widac bylo morze ludzi. Kiedy wchodzi sie do poczekalni skad prowadza wyjscia do autobusow (prawie jak gate na lotnisku :)) skanuja bagaze! Jechalismy nocnym autobusem slipingowym. W sodku zamiast siedzen sa pietrowe lozka. Trzy rzedy po dwa pietra. To bardzo wygodne. Ale od razu zdejmuje sie buty. Od razu zaczelo jebac jak z murzynskiej chaty. Okazalo sie, ze kierowca jest taki swiezak, przespacerowal sie i "zadymil" skarpetami. Odswiezacz powietrza, ktory rozpylil steward niewiele dal. Do Nanning nie wiem ile jest kilometrow ale jedzie sie szybko, bo caly czas autostrada.
Zdjecia wrzuce pozniej, bo komputer w Kantonie i tu w Nanning nie widzi mojego aparatu :(
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (14)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
Halina
Halina - 2008-12-03 10:53
Opisujesz tak interesująco, że z ciekawością czekam na następną informację.Mogę wyobrazić sobie ten śmierdzący autobus i was w nim powstrzymujących torsję.Ja na pewno bym jechała........ wiadomo gdzie.
 
Ola
Ola - 2008-12-03 15:59
musiało okropnie śmierdzić.
 
 
wrubson
Marek Wróbel
zwiedził 6.5% świata (13 państw)
Zasoby: 33 wpisy33 24 komentarze24 40 zdjęć40 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
10.04.2007 - 11.05.2007
 
 
26.11.2008 - 28.12.2008